Styl eklektyczny, czyli krótki poradnik, jak nie zrobić sobie krzywdy

Nie mam pojęcia, kto po raz pierwszy w historii użył słowa „eklektyzm”. Oczywiście, próbowałam się dowiedzieć i skończyłam, wzruszając ramionami wobec banału, że starożytni Grecy, ale oni przecież używali przed nami wszystkiego. I konsekwentnie nazywali to wszystko filozofią. Nazwiska starożytnych myślicieli wypadają jednak z głowy szybciej niż lista osób, którym obiecaliśmy na sto procent odpisać na maila, więc rzucanie Cyceronem czy Filonem z Laryssy będzie daremne. Jedno wiadomo na pewno – „eklektikós” padało na przełomie II i I wieku p.n.e. równie często co „chleb” i „wino”. Eklektykami nazywano wówczas tych, którzy szukali kompromisu, czerpiąc z różnych systemów filozoficznych. Tych, którzy mieli świadomość, że jeden Arystoteles nie może mieć racji we wszystkim. Tych, którzy w reakcji na sernik z rodzynkami nie mówili: „Ogólnie nie przepadam za ciastem”, tylko skrupulatnie wydłubywali te zasuszone winogronowe świństwa.

Eklektyzm nie zawsze cieszył się dobrą sławą. Reputację niszczyła mu głównie architektura, która bezkarnie stawiała budowle bez ładu i składu, nie uwzględniając cech poszczególnych stylów. Nazywano to eklektyzmem i stawiano na równi ze złym gustem. Do czasu. Potem wszystko należycie sklasyfikowano, zapakowano wraz z tym, co miało przedrostek „neo”, i sprzedawano pod płaszczykiem historyzmu.

styl eklektyczny

O eklektyzmie we wnętrzach mówimy od stosunkowo niedawna. Kiedy jednak świadomie zaczęto w meblarstwie inspirować się gotykiem, barokiem i antykiem na raz, nikomu nawet do głowy nie przyszło to, co my dziś nazywamy stylem eklektycznym, lub to, co myślimy, że nim jest. No właśnie – należy zmierzyć się z powszechnym i błędnym przekonaniem, że fotel po babci stojący na środku modernistycznego salonu i te wszystkie boho gadżety upoważniają nas do nazwania naszej aranżacji eklektyczną. Gdzieś w czeluściach internetu natknęłam się na wskazówkę dla początkujących eklektyków, że jeśli trudno zdefiniować styl we wnętrzu, to oznacza, że możemy oznaczyć go etykietką „eklektyzm”. Nic bardziej mylnego. Ten styl powinien być przede wszystkim spójny, a zespolenie to powinno opierać się na pomyśle. Pomysł, czyli „TWÓRCZA myśl zawierająca PROJEKT”, to nie przekonanie, że wszystkie graty można upchnąć w jedno miejsce i cieszyć się, że to nie zwykły bałagan, tylko coś, o czym piszą w najmodniejszych magazynach wnętrzarskich. Eklektyzm to nie są też skumulowane w jednym miejscu najmodniejsze dodatki ani plastikowe „inspiracje” dziełami największych designerów. Jeśli mamy w głowie taką definicję, to będziemy borykać się z tym samym problemem co ci, których zadowala zapach sztucznie aromatyzowanej oliwy truflowej. To po prostu marna imitacja prawdziwej przyjemności.

kuchnia

O ile eklektyzm starożytnych w większości nie stanowił unifikacji, o tyle ten, z którym mamy dziś do czynienia, zyskał miano stylu. Oznacza to, że posiada pewne cechy charakterystyczne, na podstawie których możemy uczciwie ocenić, czy rzeczywiście mamy z nim do czynienia. Styl eklektyczny gwarantuje nam przede wszystkim wielopłaszczyznowe współgranie elementów przy zachowaniu ich różnorodności oraz pole do popisu dla spójnej inwencji autora. I konsekwentnie powtarzam, że jeśli, patrząc na aranżację, mamy problem ze zdefiniowaniem jej stylu, to: nie, to nie jest eklektyzm. On jest wszędzie tam, gdzie z łatwością odczytamy szyfr zakodowanych w nim innych stylów. Nie nazywajmy eklektyzmem chaosu wynikającego z bezkrytycznego przyjmowania trendów lub ulegania wszystkim pokusom (pokusą nazywam rozkładanie obrusu w muszelki i latarnie morskie, bo gdzieś przeczytaliśmy słowo „Hampton”).

Niby „Wolnoć, Tomku, w swoim domku” i „Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego”, ale hola, hola. Jeśli zakładam chińskie dresy i mówię wszystkim, że to Versace, to jestem nie tyle niewiarygodna, co śmieszna. Jeśli impulsywnie interpretuję trendy i ani przez sekundę nie pochylam się nad zasadami, to stąd już o krok od zrobienia sobie krzywdy. Takiej całkowicie designerskiej. Wolałabym zostawić eklektyzm w spokoju i podchodzić z większym dystansem do wymogu klasyfikowania i nazywania wszystkiego, co jest dziełem ludzkich rąk. Przecież fotel po babci i pamiątki z Meksyku znajdą swoje miejsce na łonie modernizmu i żadna komisja nas za to nie zdyskwalifikuje z życia społecznego.

Karolina Nowosielska

Dyrektor kreatywna firmy Citydesign. Z wykształcenia filolog polski i historyk. Z pasji – znawczyni kolorów i kształtów, krytyczka rzeczy ładnych i brzydkich, odkrywczyni nowych horyzontów designu. Z konsekwencją poszukuje nowych rozwiązań kolorystycznych dla kolekcji Cityfloor oraz stoi na straży estetyki.