Jak zachwyca, skoro nie zachwyca – o znienawidzonych trendach słów kilka

„Dlaczego Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość? (…) Dlatego, panowie, że Słowacki wielkim poetą był!”. Powtarzajcie: „wielkim poetą był!”.

Gombrowicz to moja największa licealna miłość, dlatego czuję się naprawdę podekscytowana, kiedy mogę odnieść słynny cytat z „Ferdydurke” do rzeczywistości wnętrzarskiej. Słowa tego pisarza same cisną mi się na usta, kiedy stykam się z niektórymi szalenie promowanymi trendami, porastającymi nasze mieszkania jak łopian podmiejskie łąki. Próbując przekonać samą siebie, powtarzam na przykład: „Ściana z efektem rdzy jest wielka, jest wielka”. Ale kilka sekund później wiem, że „jak zachwyca, skoro nie zachwyca”. No, nie zachwyca, a nawet wywołuje uczucie niepokoju, że próbowałam sobie cokolwiek wmówić, tylko dlatego, że inni myślą zgodnie z powszechnie obowiązującym nurtem. I jeszcze sugerują: „To jest super, prawda?”.

Im dłużej zajmuję się wystrojem wnętrz, tym bardziej mój niegdyś wrodzony nonkonformizm zanika. Jednocześnie mam świadomość, że tak naprawdę codziennie widzę tyle, że mało co mnie w ogóle zachwyca. Te dwa uczucia zderzają się ze sobą z takim impetem, że moja pewność siebie po prostu tonie w czeluściach sugestii innych. I niby powinnam napisać, że w takiej sytuacji waham się tysiąc razy, zanim wydam jakikolwiek osąd, ale to nieprawda. Opinia o pięknie nie jest sumą skrupulatnych wyliczeń, które może wykonać każdy (choć nie zgodziliby się z tym ani Pitagoras, ani Euler). To rzecz bardzo intuicyjna (no, to pochwaliłby przynajmniej Bergson), dość powiedzieć, że o tym, co nam się podoba, nie decydujemy świadomie.

I tu wkraczają trendy – jak licealistka gotowa na bal maturalny, pojawiają się u szczytu schodów, dumnie kroczą ku dołowi, w sukni do kostek i glorii spojrzeń oraz zachwytów dumnych rodziców (i pierwszego chłopaka). Wszyscy muszą klaskać – nawet jeśli spod ton pudru prześwituje młodzieńczy trądzik – bo inaczej wieczór się nie uda. Na szczęście ja stoję z boku, bo jestem reżyserem tej scenki, wytnę to, co mi się nie podoba. A trochę tego jest.

1. Marokańska koniczyna

Dopóki widniała na hamptonowskich dywanach, wszystko było OK, ale od kiedy zaczęła rozprzestrzeniać się na tapety, poszewki i deski klozetowe, rozpaczliwie zaczęłam rozglądać się za kosiarką.

shabby chic
2. Shabby chic

To styl, do którego nie każdy ma rękę i, niestety, nie każdy to rozumie. Internet zalany jest projektami DIY à la shabby chic i nagle każdy chce mieć w domu poprzecieraną, błękitno-różową komódkę z koronkowym wzorkiem na blacie. Szał porównywalny do chęci posiadania sukienki Kate Middleton, bo kosztowała 50 funtów i jest dostępna w każdej sieciówce – można się w nią wcisnąć, ale to nikogo nie uczyni księżną Cambridge. (Gwoli sprawiedliwości: jest jedna Polka, która na polu minowym shabby chic porusza się bez wpadek, to Ola Kulczycka, właścicielka Aleksandra’s Furniture).

3. Szkło dekoracyjne w kuchni

Piszę poważnie. Ludzie nadal to robią: kolorowe papryczki, cytrusy i stokrotki umieszczają za szkłem i instalują to na wysokości blatu. Nie wierzycie? Wystarczy zapisać się do pierwszej lepszej facebookowej grupy poświęconej architekturze wnętrz lub obejrzeć jakiś TVN-owski serial o życiu pracowników korporacji lub przedstawicieli tzw. klasy wyższej. Ja się pytam, kiedy to się skończy?!

4. Kolory na jesień/zimę 2016 według Pantone

Airy Blue, Aurora Red, Dusty Cedar, Spicy Mustard, Lush Meadow. O mały włos, a nie dostrzegłabym ich wcale. Nie znalazłyby się w tym zestawieniu i pewnie ich miejsce zajęłaby nieszczęsna ściana z efektem rdzy. Nie dostrzegłabym, bo to te same kolory, które pół roku temu zostały okrzyknięte kolorami wiosny/lata, tyle że ktoś dodał im prawdziwie zimowego mroku i chłodu. Nie będę się zachwycać, ale właśnie to mnie najbardziej irytuje.

shutterstock_295067432
5. Wiszący kominek

Byłby świetnym elementem scenografii do „Solaris”. I tyle. Nie widzę przeszłości, teraźniejszości ani przyszłości tych szkaradnych wytworów szalonej ludzkiej wyobraźni. Co gorsza, te zwisające brzydale – terroryzujące moje poczucie estetyki – można napotkać w najmniej oczekiwanych miejscach, czyli w całkiem ładnych i ciekawych wnętrzach. Projektanci, weźcie się w garść!

Skrytykowałam. Jeśli myślicie, że czuję się teraz lepiej, to… macie rację! Zupełnie jakbym dopisała dodatkową akcję we wspomnianej scenie z „Ferdydurke”. Do stylu Gombro trochę mi brakuje, ale bezkompromisowe rozprawienie się z wrogami piękna mam za sobą. No i wszystko w myśl gombrowiczowskiej zasady: jak czegoś nie lubię, to nie lubię i koniec.

 

Karolina Nowosielska

Dyrektor kreatywna firmy Citydesign. Z wykształcenia filolog polski i historyk. Z pasji – znawczyni kolorów i kształtów, krytyczka rzeczy ładnych i brzydkich, odkrywczyni nowych horyzontów designu. Z konsekwencją poszukuje nowych rozwiązań kolorystycznych dla kolekcji Cityfloor oraz stoi na straży estetyki.