5 oznak, że trendy wnętrzarskie determinują twoje życie
Przychodzi baba do lekarza. Nie, to nie będzie dowcip. Baba ma poważny problem. Mówi, że urządza mieszkanie, założyła już na ten temat bloga, ma sporo followersów na Instagramie, odezwali się do niej nawet z poczytnego magazynu, że zrobiliby jej sesję, bo takich szafek to nie widzieli nigdzie. Rodzina z rozkoszą rozsiada się na welurowej kanapie. Wszystko jest w porządku, ale nic nie jest dość dobrze. Baba jest nadmiernie podekscytowana, rzadko przesypia noce, a prawdziwe szczęście czuje dopiero wtedy, gdy uda jej się odkryć jakiś trend, zanim dostrzegą go inni. Lekarz stawia diagnozę. Ta choroba jest nieuleczalna, ale nikt jeszcze z jej powodu żywota nie zakończył. Baba żyje więc dalej, a ostatnio nawet po 20 latach pracy w wyuczonym zawodzie (wydział ekonomiczny, kierunek finanse i rachunkowość!) rzuciła wszystko, by zostać projektantem wnętrz.
Historia baby powinna być dla ciebie przestrogą. Te wszystkie szczegóły już przekonały cię, że wydarzyła się naprawdę. Teraz pewnie – patrząc na irański dywan w przedpokoju – zastanawiasz się, czy mógłbyś być bohaterem tego tekstu. Jestem przekonana, że skoro to czytasz, to mógłbyś. Wyobraź sobie więc, że kupiłeś lek bez recepty – bo w ferworze kolejnego remontu nie masz czasu iść do lekarza – i właśnie czytasz ulotkę. Docierasz do podpunktu ze wskazaniami i gorączkowo czytasz, czy ciebie to też dotyczy… Podpowiem ci: jeżeli zauważasz u siebie co najmniej trzy z podanych poniżej symptomów, to skonsultuj się z lekarzem, bo trendy wnętrzarskie przejęły nad twoim życiem kontrolę.
1. Zaczynasz dzień od przeglądu prasy wnętrzarskiej
Wiem, myślisz, że przesadzam. Przecież mnóstwo ludzi wypija poranną kawę, rzucając okiem na nagłówki jakiegoś dziennika. Ale ty prosisz swojego partnera, żeby na śniadanie wraz z croissantami przyniósł ci macedońskie wydanie „Marie Claire Maison”. Przekonanie, że musisz być ze wszystkim na bieżąco, niebawem sprawi, że założysz własne czasopismo.
2. Trzy razy dziennie przechadzasz się po mieszkaniu, zastanawiając się nad wyburzeniem kolejnej ściany
Układ mieszkania jeszcze do niedawna był aspektem, którego trendy dotykały w stosunkowo niewielkim stopniu. Wszystko zmieniło się wraz z modą na styl amerykański, a w tym Hamptons. Nagle blogerki zaczęły publikować plany domów, co w konsekwencji wywołało panikę i powszechne przekonanie, że dom bez pokoju na bilard i garażu na pięć aut pachnie polską cebulą. Poza tym doskonale znasz to satysfakcjonujące uczucie, kiedy pół mieszkania leży w gruzach. Co za radość!
3. Twój ulubiony, powtarzający się sen to ten, w którym robisz remont
Zwykli śmiertelnicy na hasło „remont” wspominają wizytę u psychiatry i podłużne pudełeczko z nadrukowanymi nazwami dni tygodnia, do którego sięgali dwa razy dziennie przed posiłkiem. Remont to życiowa trauma, którą trzeba przerabiać tak samo jak teksty zdesperowanych rodziców: „Bo cię oddam temu panu!”. Ciebie to nie dotyczy. Ty śnisz o remontach tak samo jak twoje koleżanki śniły o Tomie Hiddlestonie (zanim oczywiście poznał Taylor Swift). Budzisz się i bez porannej kawy jesteś w stanie powiedzieć domownikom „dzień dobry”, w dodatku z uśmiechem na ustach.
4. Piąty sezon chodzisz w tym samym płaszczu, bo wolisz kupić stolik kawowy z marmurowym blatem
Łączenia szwów pod pachami były wzmacniane już jakieś 17 razy, więc w zasadzie szkoda ten płaszcz wyrzucać – masz pewność, że jeszcze niejedno przetrwa. Tymczasem to prostokątne coś, stojące przed sofą w salonie, to istny koszmar! Wiadomo, że w tym sezonie miedź została wyparta przez postarzane złoto, więc ten świecący na rudo stelaż tylko hańbi twój dom. Stolik wypatrzony przez ciebie na hipsterskich targach designu kosztuje tyle co twój Fiat 500 w kolorze Radiant Orchid, rocznik 2015, ale życie jest za krótkie, by odmawiać sobie przyjemności.
5. Masz w domu bieloną jodełkę francuską. J-O-D-E-Ł-K-Ę F-R-A-N-C-U-S-K-Ą!!!!!!
Przez dwa lata twoja rodzina nie jadła kolacji, ale opłacało się. To właśnie z powodu tej podłogi niedługo weźmiecie udział w sesji do polskiego odpowiednika „Vogue Living”. Oby tylko w kadrze znalazło się miejsce dla złoto-marmurowego stolika…
I co? Myślisz, że to już zaawansowane stadium choroby? Chowasz swoje „Marie Claire Maison” pod kanapę, żeby się zdematerializowało? Daj spokój. Pamiętaj, że wszyscy mamy swoje małe obsesje, które prędzej czy później doprowadzą nas do obłędu. Ty przynajmniej wyjdziesz na tym wszystkim najmodniej.