Cały ten densflor

Moja miłość do urządzania wnętrz przybiera czasem postać zupełnej manii albo obsesji. Zakręcenie na tym punkcie osiągnęło takie rozmiary, że w moim słowniku pojawiły się określenia wymyślone przeze mnie, opisujące niemalże każde wnętrzarskie zjawisko. Niektórzy już rozpoznają część z nich i patrząc na mnie ukradkiem, tylko uśmiechają się szelmowsko, wiedząc, że to, co właśnie wspólnie widzimy, na pewno mi się nie podoba. I oni już wiedzą, co ja na to odpowiem. Jest bowiem w mym słowniku dekoratorskiego żargonu jedno takie słowo. Słowo, które przewija się u mnie permanentnie, bo odzwierciedla wszechobecny stan rzeczy.

Lubię sobie w wolnej chwili zaglądać do domów innych. Nie, nie podglądam ich wieczorami, wspinając się na parapety z lornetką w dłoni i pończochą na twarzy. Oglądam tylko to, co sami udostępniają – wystawiają w sieci ogłoszenia mieszkań na sprzedaż/wynajem/zamianę, wrzucają zdjęcia domów po remontach albo zupełnie mimochodem, publikując fotki z urodzin córki, gdzieś tam pokazują w tle, jak mieszkają. Odwiedzając mieszkania w realu, też nie mogę się powstrzymać – uśmiecham się, coś tam przytakuję, coś powiem do gospodarzy, ale no muszę się rozejrzeć po domu. Będąc u znajomych raczej gapię się bezczelnie po ścianach, wypytując o szczegóły, ale u nowo poznanych łypię delikatnie, żeby zachować resztki godności i choć pozory kultury. W takich momentach odzywa się we mnie nie tylko natura pasjonatki, lecz także wyuczonego socjologa, który obserwuje namiętnie wszystko wokół, tworząc swoją wersję rzeczywistości w głowie. I tak oto pewnego dnia, spontanicznie i dość przypadkowo, wykluło się w niej zjawisko, którego określenie zostało ze mną na zawsze.

3

Taka sytuacja: w trakcie pewnej małej uroczystości przechadzam się i patrzę sobie na cztery kąty kuzynki (która, notabene, kroczy ze mną ramię w ramię), nagle staję naprzeciw tak zwanego salonu dużego pokoju. Obejmuję go wzrokiem i pytam: „Na cholerę ci ten densflor?”. Kuzynka patrzy na mnie pytająco. Oto bowiem wszystkie meble upchnięte zostały (jak mniemam celowo) razem, w rzędzie podpierając cztery seledynowe ściany i pozostawiając jakieś 15 metrów kwadratowych wolnej podłogi. No więc pytam ją jeszcze raz, po co jej ten densflor. Skonsternowana biedaczka nie wiedziała, o co mi chodzi, ale chętnie jej wyjaśniłam.

Nazywam to „densflorem” (ang. dancefloor – powierzchnia do tańca w klubach, dyskotekach), bo skojarzenie mam jednoznaczne – jak lecę wzrokiem wzdłuż ścian w salonie, to widzę następująco: regał, fotel, kanapa, stolik, fotel, stolik, kwiatek, pufka, pufka, koniec. Środek zostaje pusty, niczym ten parkiet w klubokawiarni rodem z lat 80. I zawsze mnie to szczerze zastanawia (a nie tylko salonów to dotyczy, ale też kuchni, pokojów gościnnych i dziecięcych).

2

Mam na środku kuchni komodę – postawioną plecami do aneksu i zasłonką w stronę salonu. Tuż przed nią stoją dwie pufy, obok siebie, ale też na środku pokoju. Następnie na środku living roomu stoi duży, okrągły stolik kawowy, a drewniany leżak stoi po skosie od niego. Takie ułożenie mebli pozwala na lepsze zachowanie proporcji powierzchni mieszkania, dobrze wykorzystując niemal każdy kawałek podłogi, bez jej zagracenia.

Widuję wprawdzie (ku mej uciesze) już coraz częściej kanapy stojące na środku saloników, ale plecami do kuchni, widuję wyspy kuchenne na środku wspólnej przestrzeni dziennej i okrągłe, pikowane pufy w centrum garderoby. Ale mało mi, bo wciąż w większości widać wszystkie meble upchnięte wzdłuż ścian, które tłocząc się obok siebie niemiłosiernie, pozostawiają wielgachny środek pusty. Myślałam, że już przeminęło z wiatrem ustawienie popularne w czasach PRL-u, czyli fotel-ława-fotel, ale nie. Ono jest i ma się bardzo dobrze. Mam ochotę wyciągać te wszystkie meble na środek i na nowo poustawiać je tak, że oddech czuć, sprawić, że przestrzeń będzie lepiej wykorzystana i że będzie nowocześniej. Czemu nie poeksperymentować, nie ustawić tego inaczej? Wolę tor przeszkód niż takie skotłowanie. A na pytanie: „Czemu masz komodę na środku salonu?” już zawsze będę odpowiadać: „A na cholerę mi ten densflor?”.

Paulina Jaworska

Z wykształcenia socjolożka, z zawodu copywriterka, z pasji blogerka wnętrzarska. Autorka bloga Stylerecital.com, na którym przemyca rozwiązania typu low budget. Kocha miksowanie starego z nowym, eklektyczne wnętrza i nieoczywiste podejście do trendów. Lubi przeżywać wnętrzarski szok. Kolor, vintage i poczucie humoru to mieszanka idealna!