Pięć sposobów na to, by szybko znienawidzić miejsce, w którym się mieszka
Dom powinien być miejscem, w którym czujemy się najlepiej. Mimo wszystko niekiedy zdarza się, że w swoich czterech ścianach odczuwamy dyskomfort. Co gorsza, najczęściej to na własne życzenie mamy gęsią skórkę zaraz po wejściu do domu pełnego bezosobowych pomieszczeń, w których spędzamy nieudane jesienne popołudnia. Ten tekst to typowy antyporadnik, który poinstruuje, jak szybko i skutecznie zamienić swój dom w koszmar. Oto pięć powodów, dla których zaczniecie myśleć o wyprowadzce! Uwaga na natężenie ironii.
1. Dodatki bez wartości sentymentalnej
Stare – wyrzucić. Po co ten obrazek z dzieciństwa, podarowany przez mamę? Psuje feng shui. Kolorowe bibeloty? Łapią kurz. Komoda z babcinego strychu? Rupieć. W sklepach meblowych jest tyle pięknych, nowych, bezosobowych mebli! Mieszkanie ma wyglądać, a nie grać na uczuciach i sentymentach. Znajomi nie poczują ciepła związanego ze zdjęciem waszej dwójki podczas wypadu na rower. Lepiej powiesić plakat z Allegro. To spodoba się wszystkim. Samochodem się jeździ, a nie dekoruje w nim siedzenia. W mieszkaniu się mieszka, a nie wzdycha do ramek. A co, jeśli on kolekcjonuje resoraki, ona lubi czytać? Błyskawicznym sposobem na znienawidzenie swojego mieszkania jest zacieranie śladów po pasjach. Wszystkie kolekcje do szuflad, mieszkanie to muzeum. Nie ma w nim miejsca na zbieracze kurzu.
2. Perfekcjonizm
Idealnie posprzątane mieszkanie wizytówką własnego życia! Nie bawimy się, nie biegamy, jemy przy stole, wycieramy, składamy. Warto to dzieciom przypominać w kółko, jeszcze zanim wyciągną plastelinę. Jest szansa, że im się odechce. Porządek kluczem do sukcesu, porządek bóstwem!
3. Koncentracja na wadach
Znajdź w swoim domu kilka mankamentów i staraj się tylko na nich koncentrować. Lubisz swój salon? Nie może być! Przecież stolik kawowy nie pasuje, jakiś taki niedzisiejszy. Przemalować, przesunąć, odsprzedać, zasłonić, wysłać w kosmos? No co z nim zrobić? Nie może tu tak sobie stać! Aaaa! Jak on drażni, aż wywołuje świąd.
4. Trendy
Męczą cię geometryczne wzory? Nie szkodzi, w tym sezonie są tak trendi, że musisz je mieć! Ma być modnie, nie musi być po twojemu. Tego nikt nie zrozumie. Gazety, blogi i sąsiadka powiedzą ci, co teraz fajnie wygląda. Róż, nieróz, trendów trzeba się trzymać. I co z tego, że odwracasz wzrok od fluorescencyjnych zasłon lub trzepie cię z zimna w białym, skandynawskim wnętrzu? Tak trzeba. Mądrzejsi to wymyślili i przewidzieli, co w tym roku będziesz kochać.
5. Tylko dla siebie
Córka kocha róż? Oj tam, oj tam, wyrośnie. Mąż znalazł dla siebie wygodny fotel? Nie pasuje do wnętrza. Tu mieszka tylko jeden głównodowodzący. To jemu ma się podobać. Rodzina dorośnie, zrozumie, pogodzi się. To moja przestrzeń. Tylko moja!
Podsumowując jeszcze kwestię sentymentalizmu we wnętrzach, chciałabym nawiązać do krótkiej historyjki o apteczce zrobionej przez mojego dziadka. Nigdy nie miałam okazji dziadka poznać. Znam go tylko z opowiadań babci jako ciepłego i rodzinnego człowieka, sympatycznego i z poczuciem humoru. Stolarza. Jego apteczka wisi w przedpokoju, właśnie na nią spoglądam, pisząc ten tekst. Nie mam odwagi jej odnowić, wisi więc z kilkoma dziurkami po kornikach, delikatnie przeszlifowana z olejnej farby.
Czy macie takie pamiątki, które – mimo że nie są nowością z Ikei i nie wywołują zachwytu znajomych odwiedzających mieszkanie – mają zagwarantowane dożywotnie miejsce na półce? Są wartością samą w sobie? Może moje dzieci kiedyś powieszą coś w mieszkaniu z myślą o rodzinnym domu. W nich tkwi siła wywoływania przyjemnych wspomnień i budowania ciepła.
Powoli dojrzewa się do budowania domu, a nie urządzania mieszkania. Apteczka dziadka to nie wszystko, w pokoju mojej córki wisi plakat z Elzą, a ja mam zamiar oprawić mapę Tatr należącą do mojego męża. Zbudujemy w tych czterech ścianach naszą własną, niepowtarzalną, ukochaną przestrzeń. O trendach i perfekcjonizmie nie pamiętam.